28. grudnia 2016
Radon
TurboFlesz #33
Święta, święta... i po świętach. Czy jest to jednak powód by się smucić? Pomyślcie, że o tej porze w przyszłym roku będziecie ogrywać znalezioną wcześniej pod choinką nową część NFS! Marne pocieszenie? Zgadzam się. Czas leci jednak bardzo szybko, nie zorientujemy się nawet jak minie nadchodzący rok 2017 i dostaniemy upragnioną nową odsłonę ukochanego cyklu. Wielu z nas jest już w stanie wyobrazić sobie ten moment, a niektórzy nawet i samą grę. Można by rzec, że to błahostka. Spróbujcie jednak przewidzieć co spotka nas w NFSie spodziewanym na rok 2019. Zdecydowanie trudniej. Wszak jeszcze parę lat temu spodziewano się dominacji diesli, miały one przedrzeć się nawet pod maski superaut. Wszystko się jednak zmieniło i ostatecznie nie mieliśmy okazji przejechać się w NFS kopcącym i klekoczącym Mustangiem z ropniakiem pod maską. Teraz jednak u progu stoi nowa, ekscytująca perspektywa...
Koniec serii małych wybuchów?
Elektryzująca można by rzec. Czy NFS jest gotów na samochód elektryczny? Prawdziwi maniacy i miłośnicy konsolek Nintendo pamiętają, że mogliśmy już przetestować w naszej serii samochód elektryczny, złośliwcy wypominają także, że można było założyć w nim nitro. Czy jednak oparta na Lotusie Elise Tesla Roadster była czymś przełomowym? Ciężko powiedzieć, większość i tak już o niej zapomniała. Czymś przełomowym może być za to Nio EP9 - najszybszy drogowy samochód elektryczny. A przynajmniej najszybszy na północnej pętli toru Nurburgring. Z czasem 7:05.12 nie ma sobie równych wśród aut o podobnym napędzie i zajmuje piątą pozycję w klasyfikacji samochodów dopuszczonych do ruchu drogowego. Skąd wzięło się to cudactwo? Nio jest dziełem chińskiej firmy NextEV, dotychczas znanej szerzej z występów w Formule E - czyli właściwie niezbyt znanej. Niesamowite osiągi zawdzięcza czterem silnikom elektrycznym razem dającym moc 1 MW. 1360 KM. Pozwala to na pokonanie bariery pierwszej setki w 2,7 sekundy, drugiej w 7,1 i ciągłe przyspieszanie aż do 320 km/h. I to mimo tego, że auto waży aż 1735 kg, co jest zasługą upchania wozu akumulatorami wystarczającymi na przejazd 425 km. Wielu z nas ostatnio znacznie się wzbogaciło, to jednak nie wystarczy by wejść w posiadanie Nio EP9. Powstało zaledwie 6 egzemplarzy i wszystkie trafiły do właścicieli NextEV. Szkoda, pozostaje nam spojrzeć na zdjęcia i podziwiać intrygujące kształty bądące czymś w rodzaju krzyżówki Koenigsegga One:1 z Schlesserem X301.
Bez wałków!
Jak widać, samochody elektryczne rosną w siłę, nie wyprą jednak szybko tradycyjnych aut spalinowych. Samochody jeszcze długo pozostaną niewolnikami "serii małych wybuchów", którą w jednym ze swoich felietonów Jeremy Clarkson winił za brak znaczącego postępu w dziedzinie motoryzacji. Taki znaczący postęp może jednak stanowić nowy wynalazek firm Koenigsegg i Qoros. Rozwiązanie nazwane FreeValve Qamfree nie uwalnia co prawda silnika od konieczności spalania mieszanki, uwalnia go jednak od wałków rozrządu, paska zębatego bądź łańcucha i całego zespołu kółek zębatych i napinaczy. Jak to robi? Zastępuje je elektroniką - jeszcze parę lat temu któż byłby skłonny pomyśleć, że komputer z układem siłowniczków hydraulicznych i pneumatycznych może skoordynować pracę w czasie lepiej niż koło zębate i dobrze napięty łańcuch. Teraz na naszych oczach staje się to faktem. Robi to lepiej, średnio o 45% jak szacuje producent. Nie jest to jedynie czcza gadanina, bowiem w Qoros zmontowano już silnik, który dzięki turbodoładowaniu i wspomnianemu systemowi sterowania zaworami osiąga moc 233 KM i moment obrotowy 320 Nm. To wszystko z pojemności 1,6 litra. Nie jest to koniec zalet systemu FreeValve - pozwala on zaoszczędzić także masę, miejsce, może także symulować zmiany faz rozrządów. Może więc z powodzeniem zastąpić VTEC, a co za tym idzie uciszyć trochę Hondziarzy - to spory zysk dla społeczeństwa!
Decisions, decisions...
Kto poważnie zainteresował się wyżej opisanymi nowinkami może stanąć przed poważnym dylematem - czy nadal kocha nieekologiczne i prymitywne V-ósemki, czy jednak da się uwieść rozwojowi technologicznemu? To pytanie pozostanie aktualne po wejściu do salonu Lexusa z zamiarem zakupu nowego luksusowego coupe. Wybór modelu pozostaje sprawą prostą - lekko otyły RC zdecydowanie ustępuje miejsca cudownemu, wciąż świeżemu LC. Design tego modelu czerpie pełnymi garściami z aktualnego nurtu stylizacyjnego Lexusa, oszczędza nam jednak przesadnych załamań przywodzących na myśl origami, nie jest też napęczniały niczym kilkudniowe zwłoki. Przypomina nieco koncepcyjnego LF-A i sprytnie ukrywa dość znaczne gabaryty pod zgrabną karoserią. Wygląda nawet lepiej niż zapowiadający go koncept LF-LC. Jest śliczny, nie rozwiązuje to jednak naszego dylematu, gdyż do wyboru nadal mamy dwie wersje tegoż auta - LC500 i LC500h. Pierwsza zadowoli purystę, napędzana jest znanym i lubianym motorem 5.0 V8 generującym 471 KM. Nie potrzebuje do tego turbosprężarki, wykorzystuje jednak "generator akustyczny" by podbić dźwięk. Dziwne.
Kto dał się uwieść technologii może wybrać superhybrydę LC500h. Napędza ją zespół składający się z V6 o pojemności 3,5 litra i mocy 312 KM oraz silnika elektrycznego o mocy 220 KM. Daje to razem 476 KM. Wraz z modelem tym zadebiutował system o enigmatycznej nazwie Multi Stage Hybrid. W praktyce jest on 10 stopniową skrzynią automatyczną będącą połączeniem szeregowym tradycyjnej skrzynki czterobiegowej z przekładnią CVT. Taki sam układ przenosi napęd wersji z V8. Wybierzcie sami co wolicie!
Klasyka rządzi!
Niektórzy nigdy się nie zmienią. Tych zadowolić niełatwo. Na przykład nowym Ferrari. Każdy kolejny model może wdrażać coraz to nowsze rozwiązania, czasem nawet kontrowersyjne, ostatecznie jednak i tak dostajemy to samo wyjące na wysokich obrotach i spragnione ostrej jazdy Ferrari. Wiele obaw wzbudzała szeroko zakrojona modernizacja 458 Italii, której wynikiem było turbodoładowane 488, ostatecznie jednak i to udowodniło swoją wartość przekonując do siebie nawet turbo-sceptyków. Teraz użyczyło swojej mechaniki by uczcić 50 lat obecności marki na japońskim rynku. Tym sposobem powstało 700 konne Ferrari J50. Wszystkie 10 egzemplarzy trafi do Japonii, tak więc po raz drugi dzisiaj pozostaje nam podziwiać fenomenalną bryłę na zdjęciach. Najstarsi fani NFS z pewnością uronią łezkę dostrzegając podobieństwa do Ferrari F50 oraz trochę zapomnianego konceptu Mythos.
One more ride?
Motoryzacja się zmienia, wraz z nią NFS. Najbardziej decydującą zmianę w naszej ukochanej serii gier zawdzięczamy jednak nie tyle motoryzacji co kinu. Mowa o pierwszej części Szybkich i Wściekłych. Niebawem do kin zawita już ósma część cyklu i myślę, że wciąż ciężko ukryć zdumienie tym czym stał się ten cykl. Zobaczcie trailer i oceńcie sami.
Koniec serii małych wybuchów?
Elektryzująca można by rzec. Czy NFS jest gotów na samochód elektryczny? Prawdziwi maniacy i miłośnicy konsolek Nintendo pamiętają, że mogliśmy już przetestować w naszej serii samochód elektryczny, złośliwcy wypominają także, że można było założyć w nim nitro. Czy jednak oparta na Lotusie Elise Tesla Roadster była czymś przełomowym? Ciężko powiedzieć, większość i tak już o niej zapomniała. Czymś przełomowym może być za to Nio EP9 - najszybszy drogowy samochód elektryczny. A przynajmniej najszybszy na północnej pętli toru Nurburgring. Z czasem 7:05.12 nie ma sobie równych wśród aut o podobnym napędzie i zajmuje piątą pozycję w klasyfikacji samochodów dopuszczonych do ruchu drogowego. Skąd wzięło się to cudactwo? Nio jest dziełem chińskiej firmy NextEV, dotychczas znanej szerzej z występów w Formule E - czyli właściwie niezbyt znanej. Niesamowite osiągi zawdzięcza czterem silnikom elektrycznym razem dającym moc 1 MW. 1360 KM. Pozwala to na pokonanie bariery pierwszej setki w 2,7 sekundy, drugiej w 7,1 i ciągłe przyspieszanie aż do 320 km/h. I to mimo tego, że auto waży aż 1735 kg, co jest zasługą upchania wozu akumulatorami wystarczającymi na przejazd 425 km. Wielu z nas ostatnio znacznie się wzbogaciło, to jednak nie wystarczy by wejść w posiadanie Nio EP9. Powstało zaledwie 6 egzemplarzy i wszystkie trafiły do właścicieli NextEV. Szkoda, pozostaje nam spojrzeć na zdjęcia i podziwiać intrygujące kształty bądące czymś w rodzaju krzyżówki Koenigsegga One:1 z Schlesserem X301.
Bez wałków!
Jak widać, samochody elektryczne rosną w siłę, nie wyprą jednak szybko tradycyjnych aut spalinowych. Samochody jeszcze długo pozostaną niewolnikami "serii małych wybuchów", którą w jednym ze swoich felietonów Jeremy Clarkson winił za brak znaczącego postępu w dziedzinie motoryzacji. Taki znaczący postęp może jednak stanowić nowy wynalazek firm Koenigsegg i Qoros. Rozwiązanie nazwane FreeValve Qamfree nie uwalnia co prawda silnika od konieczności spalania mieszanki, uwalnia go jednak od wałków rozrządu, paska zębatego bądź łańcucha i całego zespołu kółek zębatych i napinaczy. Jak to robi? Zastępuje je elektroniką - jeszcze parę lat temu któż byłby skłonny pomyśleć, że komputer z układem siłowniczków hydraulicznych i pneumatycznych może skoordynować pracę w czasie lepiej niż koło zębate i dobrze napięty łańcuch. Teraz na naszych oczach staje się to faktem. Robi to lepiej, średnio o 45% jak szacuje producent. Nie jest to jedynie czcza gadanina, bowiem w Qoros zmontowano już silnik, który dzięki turbodoładowaniu i wspomnianemu systemowi sterowania zaworami osiąga moc 233 KM i moment obrotowy 320 Nm. To wszystko z pojemności 1,6 litra. Nie jest to koniec zalet systemu FreeValve - pozwala on zaoszczędzić także masę, miejsce, może także symulować zmiany faz rozrządów. Może więc z powodzeniem zastąpić VTEC, a co za tym idzie uciszyć trochę Hondziarzy - to spory zysk dla społeczeństwa!
Decisions, decisions...
Kto poważnie zainteresował się wyżej opisanymi nowinkami może stanąć przed poważnym dylematem - czy nadal kocha nieekologiczne i prymitywne V-ósemki, czy jednak da się uwieść rozwojowi technologicznemu? To pytanie pozostanie aktualne po wejściu do salonu Lexusa z zamiarem zakupu nowego luksusowego coupe. Wybór modelu pozostaje sprawą prostą - lekko otyły RC zdecydowanie ustępuje miejsca cudownemu, wciąż świeżemu LC. Design tego modelu czerpie pełnymi garściami z aktualnego nurtu stylizacyjnego Lexusa, oszczędza nam jednak przesadnych załamań przywodzących na myśl origami, nie jest też napęczniały niczym kilkudniowe zwłoki. Przypomina nieco koncepcyjnego LF-A i sprytnie ukrywa dość znaczne gabaryty pod zgrabną karoserią. Wygląda nawet lepiej niż zapowiadający go koncept LF-LC. Jest śliczny, nie rozwiązuje to jednak naszego dylematu, gdyż do wyboru nadal mamy dwie wersje tegoż auta - LC500 i LC500h. Pierwsza zadowoli purystę, napędzana jest znanym i lubianym motorem 5.0 V8 generującym 471 KM. Nie potrzebuje do tego turbosprężarki, wykorzystuje jednak "generator akustyczny" by podbić dźwięk. Dziwne.
Kto dał się uwieść technologii może wybrać superhybrydę LC500h. Napędza ją zespół składający się z V6 o pojemności 3,5 litra i mocy 312 KM oraz silnika elektrycznego o mocy 220 KM. Daje to razem 476 KM. Wraz z modelem tym zadebiutował system o enigmatycznej nazwie Multi Stage Hybrid. W praktyce jest on 10 stopniową skrzynią automatyczną będącą połączeniem szeregowym tradycyjnej skrzynki czterobiegowej z przekładnią CVT. Taki sam układ przenosi napęd wersji z V8. Wybierzcie sami co wolicie!
Klasyka rządzi!
Niektórzy nigdy się nie zmienią. Tych zadowolić niełatwo. Na przykład nowym Ferrari. Każdy kolejny model może wdrażać coraz to nowsze rozwiązania, czasem nawet kontrowersyjne, ostatecznie jednak i tak dostajemy to samo wyjące na wysokich obrotach i spragnione ostrej jazdy Ferrari. Wiele obaw wzbudzała szeroko zakrojona modernizacja 458 Italii, której wynikiem było turbodoładowane 488, ostatecznie jednak i to udowodniło swoją wartość przekonując do siebie nawet turbo-sceptyków. Teraz użyczyło swojej mechaniki by uczcić 50 lat obecności marki na japońskim rynku. Tym sposobem powstało 700 konne Ferrari J50. Wszystkie 10 egzemplarzy trafi do Japonii, tak więc po raz drugi dzisiaj pozostaje nam podziwiać fenomenalną bryłę na zdjęciach. Najstarsi fani NFS z pewnością uronią łezkę dostrzegając podobieństwa do Ferrari F50 oraz trochę zapomnianego konceptu Mythos.
One more ride?
Motoryzacja się zmienia, wraz z nią NFS. Najbardziej decydującą zmianę w naszej ukochanej serii gier zawdzięczamy jednak nie tyle motoryzacji co kinu. Mowa o pierwszej części Szybkich i Wściekłych. Niebawem do kin zawita już ósma część cyklu i myślę, że wciąż ciężko ukryć zdumienie tym czym stał się ten cykl. Zobaczcie trailer i oceńcie sami.
Ocena zawartości jest dostępna tylko dla użytkowników.
Proszę Zaloguj się lub Zarejestruj się by zagłosować.
Komentarze
No a sam artykuł jest na poziomie Tak trzymać!
Artykuł git jest ok.
Co do FF8 - no niestety, za daleko te wybuchy zaszły :/
FF8 robi się tasiemcem, ale jest coraz ciekawiej i ma szansę utrzymać kasowość siódemki (obecnie 6-ty najlepiej zarabiający film w historii kina). Nio ekscytuje, ale co z tego; LC jest śliczny, J50 niesamowity, a info o FreeValve sam bym nie wyhaczył.
Coraz mniej Fast, coraz więcej Furious. Z tych ostatnich najbardziej podobała mi się piątka. Szkoda, ale może dzięki temu powstanie Need for Speed 2?